ZAGUBIONY W LESIE- wiersz o Matce Boskiej Gromnicznej
- Szczegóły
- Nadrzędna kategoria: Wiersze
- Opublikowano: piątek, 24, styczeń 2014 20:06
ZAGUBIONY W LESIE
Szedł luty, śnieg sypał,
Mróz po twarzy szczypał,
Las chwiał się i szumiał,
Gałęziami zgrzytał.
Sarny i dziczyska
Mocno głodowały,
Bo zaspy, co było
W lesie, przysypały.
Leśniczy się starał,
Wiózł karmę saniami,
Ale i wilczyska
Podchodziły dniami.
Szedł właśnie z obchodu,
lecz tak mocno wiało,
Waląc śniegiem, ślady
W chwilę zasypało.
Przez zasłonę śniegu,
Nic nie widział w dali,
I pomylił drogę,
A w domu czekali.
Nogi go zmarznięte
Prawie nieść nie chciały,
Był głodny, spragniony,
Wilki się zbliżały.
Strzelił raz i drugi,
Naboi miał mało,
Za chwilę podbiegną
I zjedzą go śmiało.
W rozpaczy zawołał:
Gromniczna Madonno,
Ratuj mnie biednego
I mą duszę skromną.
Dziś Pierwsza Sobota,
Ale pobłądziłem,
Msza się już skończyła,
W kościele nie byłem.
Gdzieś w dali światełko,
Przez mgłę się przebiło,
Może pól godziny
Tak go prowadziło.
Gdy szedł za tym światłem,
Wilki odstąpiły,
Gdzieś tam się po drodze
Same z sobą biły.
Światełko w oddali
Jak świeczka się chwiało,
Wkrótce go do domu
Doprowadzić miało.
Zanikło, gdy spostrzegł
Okno światłem lśniące,
I światło nad progiem
Wejść zachęcające.
Zziębnięty, półżywy,
Stanął w domu progu,
Z zimna nie potrafił
Podziękować Bogu.
Nerwy go szarpały,
Wzmagały zmęczenie,
Patrzy, a tu żona,
Stawia już jedzenie.
Ośnieżoną czapkę
Z głowy mu zdejmuje,
Ze zziębniętej szyi
Szalik odwiązuje.
Zgrabiałymi dłońmi,
Łyżki chwycić nie mógł,
Dłonie zesztywniały
I tego nie przemógł.
Dopiero powoli
Popatrzył po domu,
Zrozumiał, za powrót
Podziękować komu.
Żona go obiega,
lecz z różańcem w dłoni,
A świeca gromniczna
Jeszcze światłem płoni,
Że dzieci wciąż klęczą
Z różańcami w rękach,
I już się skończyła,
Dziś leśna udręka.
Rozgrzał się, zjadł zupę,
Wypił z miodem mleko,
Wspominał swą drogę
Przedziwnie daleką.
I doszedł do wniosku,
Że krążył wokoło,
Sprawa wiec się miała,
Bardzo niewesoło.
W dodatku te wilki-
Lecz co je wygnało?
Czuły, że bezbronny,
Zbliżały się śmiało.
Dopiero mu żona
Sprawę tę wyznała,
Że od zmierzchu z dziećmi
Różaniec zmawiała.
Jutro jest Gromnicznej,
Dziś Wigilia święta,
Zatem to Maryi
Pomoc niepojęta.
Wtedy on skojarzył,
Że światełko w lesie,
Było żywym ogniem,
Który człowiek niesie.
Mrugało jak świeca,
Nie gasnąc w wichurze,
Jak gdyby go wiedli
Jacyś leśni stróże.
Ale on już wiedział,
Czyja dłoń to była,
Maryja gromnicą
Drogę mu znaczyła.
Odegnała wilki
Chroniąc jego życie,
Może spać spokojnie,
Zbudzi się o świcie.
Panu Bogu krótko
Za powrót dziękował,
Oczy się kleiły
I sen mózg kołował.
Żonie pocałunkiem
Dał podziękowanie,
A dzieciom o świcie
Przyrządził śniadanie.
Koniec stycznia 2014